Wśród nas, w sąsiedztwie, mieszkają, żyją ciekawi ludzie mający swoje pasje, talenty.... Chcemy prezentować ich życie, twórczość, czy działalność. W czwartek, 29 września zapraszamy do Auli na poetyckie przedpołudnie z poetą, Bronkiem z Obidzy, byłym uczniem ZSZ w Starym Sączu.
Bronek z Obidzy (właśc. Bronisław Kozieński) urodził się 18 września 1963 roku w Obidzy na Sądecczyźnie. W latach 1979–1981 uczęszczał do Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Starym Sączu, gdzie uzyskał uprawnienia stolarskie. Potem podejmował różne prace w najbliższej okolicy. W 1986 r. założył własną działalność gospodarczą. Po roku 1990 wyjeżdżał do robót budowlanych do Danii, Francji, Niemiec i Norwegii. Wydał tomiki poezji: Orły nad Sokolicą (Nowy Sącz 2009), Nie szkoda gadać (Obidza, Nowy Sącz 2010), Strefa ciszy (Kraków 2014), Wiklinowe ptaki (Kraków 2015) Jego poezję można znaleźć na różnych portalach w Internecie, w antologiach, almanachach i czasopismach w kraju i za granicą.
Stolarz o duszy poety związany z Sądecczyzną po różnych życiowych doświadczeniach zaczął zapisywać swoje myśli i uczucia tak naprawdę po czterdziestce, kiedy przebywał w Norwegii w Trondheim. Jak wyznaje w rozmowie z prof. Bolesławem Faronem („Sądeczanin”, Nowy Sącz wrzesień 2015) – „Odrzuciłem alkohol, który mi od czasu, do czasu towarzyszył. Koledzy oddawali się różnym rozrywkom po pracy, ja przeczytałem już wszystkie dostępne w języku polskim książki, gazety, zacząłem więc zapisywać na kartkach z worków po cemencie moje myśli, doznania, przeżycia, obserwacje, które opublikowałem po powrocie do kraju w Drukarni Goldruk w Nowym Sączu”.
Lektura wierszy Bronisława Kozieńskiego pozwala zauważyć liczne odwołania do tematyki górskiej, ale szuka on również odpowiedzi na fundamentalne pytania związane z życiem i człowieczeństwem. Zdarza mu się komentować wydarzenia polityczne. Chodzi własnymi szlakami. Kiedyś czerpał wiedzę i doświadczenie, pochylając głowę przed dorobkiem wielkich poetów, dziś chętnie polemizuje z autorytetami. Potrafi być bezkompromisowy w swoich poglądach, co doceniono w 2013 r., gdy został zwycięzcą XXI edycji Konkursu Poezji Religijnej im. ks. Józefa Tischnera.
W 2015 r. krakowskie Wydawnictwo Edukacyjne wydało tomik „Wiklinowe ptaki” (zawierający wybór 100 wierszy), uważany przez wielu za moment przełomowy w twórczości poety. Bogusław Kołcz pisał między innymi w recenzji: „Czwarty tom wierszy Bronisława Kozieńskiego jest sam jak tytułowe „wiklinowe ptaki”: setka utworów kryje w sobie nieodparty urok tajemnicy, pociąga zamkniętym w wiklinie i dużej klatce czarem, zmusza do poszukiwań schowanego skarbu, niekiedy zakrzyczy ostrzegawczo i trochę fałszywie. Są w tym tomie teksty urocze i są też niekoniecznie udane, są teksty malujące i odzierające nasz świat z wielkości” („Almanach Sądecki”, Nowy Sącz 2015).
Film o poecie: https://www.youtube.com/watch?v=bDl-sK3S9a8
Bronek z Obidzy „Wniebogłosy”
Może i jest w tym trochę racji, że gdzie bym nie był, o czym gadał,
zawsze do gór słowem powracam, góralską nutką dopowiadam.
Kamienie też tu macie inne, takie, że pewnie z osiem razy,
klaszcząc o lustro, skoczą zwinnie, nie tak jak nasze górskie głazy
wiatrem chłostane, gromem cięte, zwilżane kroplą mgielnej rosy
w zwałach rumowisk, niebożęta, milczące głucho wniebogłosy.
Inaczej widzę, nie z daleka , odlatujące kormorany,
które mnie kiedyś tak urzekły piosenką o nich napisaną.
Przez nią myślami lotnych ptaków jak złodziej z gór tu przybywałem,
kradnąc z uśpionych tataraków, mazurską nocą, snów kawałki.
Splatałem je jak tamten człowiek nad brzegiem sieci potargane,
lecz co dzień spod otwartych powiek, to świt kradł moje sny nad ranem.
Ech! Gdyby można nabrać w ręce, albo zaczerpnąć, chociaż w jedną,
sam nie wiem, czego chciałbym więcej, lecz wiem, że nigdy by nie zwiędło.
Pachnący bryzą strumień wiatru, na pewno czerpałbym obiema,
potem jak siewca szedł ku Tatrom, rozsiewał tam, gdzie takich nie ma.
Z mazurskiej ziemi - dla górala podarowane stare wiosło
jak krzyż Giewontu wsadzę w skały, by wyrastało w niebo głośno.
zawsze do gór słowem powracam, góralską nutką dopowiadam.
Kamienie też tu macie inne, takie, że pewnie z osiem razy,
klaszcząc o lustro, skoczą zwinnie, nie tak jak nasze górskie głazy
wiatrem chłostane, gromem cięte, zwilżane kroplą mgielnej rosy
w zwałach rumowisk, niebożęta, milczące głucho wniebogłosy.
Inaczej widzę, nie z daleka , odlatujące kormorany,
które mnie kiedyś tak urzekły piosenką o nich napisaną.
Przez nią myślami lotnych ptaków jak złodziej z gór tu przybywałem,
kradnąc z uśpionych tataraków, mazurską nocą, snów kawałki.
Splatałem je jak tamten człowiek nad brzegiem sieci potargane,
lecz co dzień spod otwartych powiek, to świt kradł moje sny nad ranem.
Ech! Gdyby można nabrać w ręce, albo zaczerpnąć, chociaż w jedną,
sam nie wiem, czego chciałbym więcej, lecz wiem, że nigdy by nie zwiędło.
Pachnący bryzą strumień wiatru, na pewno czerpałbym obiema,
potem jak siewca szedł ku Tatrom, rozsiewał tam, gdzie takich nie ma.
Z mazurskiej ziemi - dla górala podarowane stare wiosło
jak krzyż Giewontu wsadzę w skały, by wyrastało w niebo głośno.
Relacja ze spotkania już wkrótce na blogu biblioteki ;)