|
Szkoła Podstawowa nr 2 im. Juliusza Słowackiego |
|
Dzień I: środa, 19 maj 2010 rok
W środę 19 maja 2010 roku rozpoczęła się nasza szkolna wycieczka na Ukrainę, do ,,świętego miasta’’ – Lwowa. Obowiązkowym punktem każdej podróży jest punktualna zbiórka. Wszyscy dotarliśmy bez spóźnień i o godzinie 6:10 (kiedy zwykle, jeszcze śpimy) wyjechaliśmy spod naszego gimnazjum. Początek jazdy autokarem był trochę nudny, bo każdy dosypiał po niedospanej nocy, ale około 8:00 zaczęliśmy otwierać nasze oczka i atmosfera stawała się z każdą chwilą lepsza. Autokar był zapełniony po brzegi, z głośników leciała ,,ciekawa’’ muzyka, a nasz kierowca od czasu do czasu opowiadał nam interesujące dowcipy. W czasie jazdy kilka razy zatrzymaliśmy się, a kiedy w końcu dojechaliśmy do granicy znowu czekał nas postój. Strasznie obawialiśmy się długiej kolejki i bardzo szczegółowej kontroli paszportów oraz autokaru, ale okazało się, że skończyło się tylko na strachu. Na granicy polsko – ukraińskiej spędziliśmy godzinę. Była to godzina niezwykła, ponieważ każdy z nas był spokojny i miał nadzieję, że za kilka chwil będzie na miejscu.
Około godziny 15:00 dotarliśmy do Lwowa. Pierwsze wrażenia były mieszane (niektórym miasto się podobało a niektórym nie), ale to przecież był początek wycieczki. Na przedmieściach Lwowa po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć, co to znaczy ruch samochodowy dla tamtejszych ludzi. Każdy z nas miał wrażenie, że jakiekolwiek normy tam nie obowiązują, a przynajmniej nikt się do nich nie stosuje. Po półtora godziny drogi od granicy dotarliśmy do Lwowa, gdzie spotkaliśmy się z naszą panią przewodnik, której akcent zachwycał wszystkich (bez wyjątków).
Kiedy dotarliśmy do centrum ,,świętego miasta’’ usłyszeliśmy kilka słów na jego temat, a potem zatrzymaliśmy się pod wieżą prochową, skąd udaliśmy się na zwiedzanie. Pierwsze wrażenie, jakie nas ogarnęło to z pewnością zdziwienie, że aż tak wiele pięknych kościołów i kaplic mieści się w jednym mieście. Pierwszą budowlą, którą podziwialiśmy była katedra łacińska, w której król polski – Jan II Kazimierz złożył śluby przed cudownym obrazem matki boskiej w 1656 roku. Innymi zabytkami, które oglądaliśmy były:
- kaplica Boimów,
- katedra ormiańska,
- kościół oo. Dominikanów, i wiele innych.
Podsumowując cały pierwszy dzień wycieczki był bardzo ciekawy! Oprócz zobaczenia wielu kościołów i kaplic oglądaliśmy też wiele pomników, między innymi Adama Mickiewicza. Widzieliśmy też figurę Ignacego Łukasiewicza – Polaka, który wymyślił lampę naftową.
Po zwiedzaniu dotarliśmy do naszego hotelu ,,Walentyna’’, gdzie po zjedzeniu kolacji wszyscy poszliśmy do pokojów i spokojnie (może niektórzy niespokojnie) spędziliśmy noc.
Dzień II: czwartek, 20 maja 2010 rok
O godzinie 8:00 zaczął się drugi dzień naszej wycieczki. Po śniadaniu mieliśmy 30 minut na przygotowanie do następnego dnia zwiedzania Lwowa. Około godziny 9:20 dojechaliśmy do centrum miasta, a potem wyszliśmy na wzgórze królewskie skąd oglądaliśmy prześliczną panoramę „świętego miasta”. Ten dzień był bardzo męczący, ale ciekawy. Zwiedziliśmy najważniejsze miejsca Lwowa:
- kościół świętego Jura,
- cerkiew uspieńska,
- cerkiew przemienienia pańskiego,
- kaplica kampianów,
- klasztor oo. Bernardynów,
- klasztor oo. Jezuitów,
- klasztor karmelitów i wiele pomników oraz uniwersytetów.
Około godziny 15:00 poszliśmy posilić się ciepłym posiłkiem (no może niektórzy woleli lody), potem dostaliśmy dwie godziny czasu wolnego. Większość z nas wybrała się na targ, gdzie mogliśmy zakupić wiele pięknych pamiątek. W czasie tego dnia oprócz oglądania kościołów, uniwersytetów i pomników znalazł się także czas na kupienie chałwy i krówek (jak się okazało ponad 90% wycieczkowiczów uwielbia mieć zapas słodyczy). Chałwa sprzedawała się bardzo szybko nie mówiąc już o krówkach. Po całym dniu chodzenia po lwowskich ulicach byliśmy tak zmęczeni, że marzyliśmy tylko o tym by znaleźć się w hotelu. I tak minął dzień drugi.
Dzień III: piątek, 21 maj 2010 rok
No i zaczął się trzeci dzień naszej wycieczki. Te dwa poprzednie dni minęły tak szybko…
O godzinie 8:00 zasiedliśmy do śniadania, a około 8:45 wyruszyliśmy na ostatnie spotkanie z Lwowem. W dzisiejszym planie dnia mieliśmy zapisanie odwiedzenie pięknego cmentarza Łyczakowskiego. Chodząc po tamtejszych alejkach poznaliśmy wiele historii (znalazła się nawet miłosna). Ten cmentarz na pewno zapisał się w naszej pamięci jako wyjątkowy, ponieważ jak dotąd, tylko tam spotkaliśmy śpiącą dziewczynę, płaczące psy i wielu naszych rodaków i rodaczek. Myślę, że największe wrażenie zrobił na nas grób Marii Konopnickiej i cmentarz Orląt Polskich. W tym miejscu poznaliśmy tragiczne historie poległych, którzy nie wahali się oddać życia za ojczyznę (najmłodszym polskim patriotą był chłopiec w wieku dziesięciu lat). Nie jednemu z nas zakręciła się łezka w oku, ale to pewnie z radości, że w naszej historii byli tacy ludzie.
Po zwiedzeniu tego cmentarza udaliśmy się na krótkie spotkanie z miłym, starszym panem należącym do ,,Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie’’. Od niego dostaliśmy także symboliczne cegiełki na opiekę nad polskimi grobami wojskowymi.
I tak nasza wycieczka dobiegała końca, jeszcze tylko małe zakupy by pozbyć się ostatnich pieniędzy i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Nasz powrót był równie ciekawy jak i przyjazd, ale o wiele smutniejszy. Lwów to naprawdę „święte miasto”, które sprawia, że już po samym wyjeździe chce się do niego wrócić, no ale cóż… czas wycieczki skończył się. Trzeba wracać!
Podróż do granicy była dosyć krótka, jakaś godzinka. Gdy dotarliśmy, dopadło nas uczucie zaniepokojenia na widok okropnie długiej kolejki, ale na szczęście okazało się, że ona nas nie dotyczy. Kontrola trwała tylko godzinę, więc szybko mogliśmy wracać do domów. Atmosfera była super. Niektórzy grali w karty, inni słuchali muzyki a jeszcze inny opowiadali dowcipy.
Około godziny 21:00 dojechaliśmy do Starego Sącza, skąd wszyscy pod opieką rodziców udaliśmy się do domów.
Uważam, że warto było pojechać na tą wycieczkę. Zobaczyłam wiele ciekawych miejsc, poznałam historię nie tylko Lwowa, ale i Polski, przyjechałam z workiem pamiątek, które mam nadzieje przypominać mi będą te piękne chwile spędzone w tym nadzwyczajnie czarującym mieście. Nie mam cienia wątpliwości, że to co zobaczyliśmy odbiło wielkie znamię na naszych sercach, które po kilku latach znowu nas tu przywiedzie.
|